Ostrołęka C nie jest "zielona"
Elektrownia Ostrołęka C to konwencjonalna elektrownia na drogi, importowany gaz ziemny, zaprojektowana do pracy w podstawie systemu energetycznego Polski. Będzie produkowała drogi prąd, wywoływała negatywny wpływ na klimat i środowisko a skorzystają na niej tylko koncerny. Obietnice dotyczące wykorzystania technologii ccs i zastąpienia gazu - wodorem to greenwashing, "zielone mydlenie oczu".
Ekologiczne miały być budowane w Polsce elektrownie węglowe - nie powstały, bo paliwa kopalne nie mają przyszłości. Dziś inwestorzy elektrowni gazowych opowiadają bajki o ich ekologiczności. To mit! Elektrownie gazowe nie będą coraz mniej szkodliwe. Dwie rozpowszechniane narracje wymagają wyjaśnienia - pierwsza dotyczy technologii CCS, druga technologii wodorowych.
Od dekad w fazie testów, od dekad nieopłacalna, czyli CCS w praktyce
Kilkanaście lat temu by usprawiedliwić budowę elektrowni węglowych inwestorzy obiecywali, że będą wychwytywać emitowany w nich dwutlenek węgla. “Gotowa na CCS” miała być elektrownia Ostrołęka C a wcześniej Elektrownia Północ. Do dziś CCS nie ma w żadnym bloku węglowych - ani w Polsce ani nigdzie indziej.
Prawda jest taka, że technologia CCS jest wciąż w fazie testów, jest kontrowersyjna (wyłapuje zaledwie 0,0000018 % emisji!) i niezwykle droga a jej energochłonność sprawia, że w elektrowni z wychwytem CCS trzeba spalić nawet ¼ więcej paliwa. Nie opracowano także bezpiecznej metody składowania CO2, która zagwarantuje, że wychwycony gaz nie uwolni się do atmosfery.
Nawet najbardziej zaawansowane na świecie projekty wychwytywania i składowania dwutlenku węgla pozostają stosunkowo nieefektywne i niezwykle drogie. Powtarzające się niepowodzenia w zwiększaniu skali CCS powodują, że plany opłacalnego ekonomicznie CCS eksperci nazywają „myśleniem życzeniowym”. W 2010 r. na całym świecie opracowywano instalacje do wychwytywania dwutlenku węgla, które miały wychwytywać łącznie około 130 milionów ton CO2. Jednak plany nie doszły do skutku, a możliwości wychwytywania pozostają niewielkie – dziesięć lat później, w 2020 r., cała globalna zdolność operacyjna CCS nie sięgała do 40 mln ton CO2 rocznie. Dla porównania, tylko jedna węglowa elektrownia Kozienice emituje rocznie około 15 milionów ton.
Ważne jest też to, że nadchodząca dekada ma decydujące znaczenie dla utrzymania zmian klimatu w ryzach a technologie CCS - jeśli się rozwiną - znajdą jedynie bardzo ograniczone zastosowanie. Zamiast elektrowni gazowych z wyimaginowanym CCS, należy rozwijać prawdziwie bezemisyjne źródła energii oraz wykorzystać cały potencjał efektywności energetycznej. Zamiast elektrowni gazowych z CCS, lepiej w o ogóle nie budować emisyjnych źródeł. Wszystko sprowadza się do klimatu, nie o to chodzi, by obniżyć emisje o 40% i dalej emitować 60% tylko by je wyeliminować całkowicie i na stałe.
Projekty CCS mogą mieć w przyszłości pewien sens środowiskowy i ekonomiczny, lecz tylko wtedy, gdy pozwolą bezpiecznie wychwycić emisje, których naprawdę nie da się uniknąć czy powstrzymać ani związać naturalnymi metodami. Elektrowni gazowych nie potrzebujemy w Polsce w ogóle, co pokazuje np. raport "Poland's Energy Dilemma".
Blendig, czyli mieszanie wodoru z gazem to niebezpieczny greenwashing
Budowane w Polsce elektrownie gazowe przedstawiane są jako ekologiczne, ponieważ mają być hydrogene ready czyli “gotowe na wodór”. To oznacza, że mogą spalać mieszanki gazu z kilkoma procentami wodoru. 1-3% domieszki zielonego wodoru (produkowanego z rozpadu wody dzięki energii z OZE) NIE zazieleni gazu i nie sprawi cudownie, że przestanie być emisyjny, za to zmarnuje bardzo drogi i trudno dostępny wodór.
Naukowcy w raporcie "Future of gas" wskazują, że dodanie 10% zielonego wodoru do gazu zapewni zaledwie 1% redukcji emisji CO2, co nie jest dobrym wykorzystaniem cennego nośnika energii potrzebnego w innych sektorach (przemyśle czy transporcie ciężkim). Wodór bowiem faktycznie odegra ważną rolę w transformacji energetycznej ale nie tak, jak chcą tego spółki paliwowe. W zamyśle koncernów energetycznych, to ekościema, która ma przedłużyć naszą zależność od gazu kopalnego.
Wodór produkowany z gazu nie jest zielony!
“Zielony” wodór to wyłącznie ten wyprodukowany na drodze elektrolizy wody pod wpływem energii elektrycznej z odnawialnych źródeł. Jednak energia odnawialna posłuży przede wszystkim do elektryfikacji naszej gospodarki a na produkcję wodoru zostaną jej chwilowe nadwyżki. Wodóru będzie zwyczajnie za mało dla elektrowni - powinien być wykorzystywany wyłącznie przez sektory, których nie da się elektryfikować oraz służyć jako magazyn energii.
Dziś praktycznie 99% wodoru produkuje się z paliw kopalnych, przede wszystkim z gazu (tzw. szary wodór). “Niebieski” wodór przedstawiany jako niskoemisyjny powstaje w dokładnie taki sam sposób ale z zastosowaniem CCS. Tymczasem produkcja niebieskiego wodoru powoduje o 20% wyższe emisje, niż gdyby gaz był po prosty spalany. "Niebieski wodór" nie jest technologią przejściową, tylko kolejnym sposobem sektora gazowe na przedłużenie swojej działalności! "Przejściowy" miał już być: węgiel z wychwytem CO2 (CCS), gaz kopalny, gaz kopalny z CCS. Technologia CCS jest permanentnie w stanie eksperymentalnym, zużywa mnóstwo energii i nie zmniejsza emisji gazów cieplarnianych. "Rewolucyjna" instalacja Shell do produkcji niebieskiego wodoru z gazu z CCS wychwyciła w 5 lat 5 mln ton CO2. Wyemitowała oprócz tego 7,5 mln ton CO2 .
Zielony wodór także nie zastąpi gazu kopalnego i nie powinien!
Szanse na przekształcenie infrastruktury gazowej w wodorową są praktycznie żadne. Terminale LNG i gazociągi do przesyłu gazu kopalnego nie nadają się do przesyłu wodoru. Potrzebna jest nowa infrastruktura lub bardzo kosztowna (być może niewykonalna) przeróbka. Transport wodoru statkami jest horrendalnie drogi. Jeśli lobby gazowe zreaalizuje swoje plany "uwodorowienia" gospodarki, drogimi gazociągami popłynie drogi i niszczycielski dla klimatu "niebieski" wodór z gazu kopalnego. Zainteresowanym polecamy artykuł "Wodór. Ratunek czy ślepy zaułek" oraz briefing "The Illusion of Green Hydrogen"
Czemu zastąpienie gazu zielonym wodorem to ekościema?
Zielonego wodoru po prostu nie starczy na potrzeby wodorowej gospodarki, bo nie będzie tyle prądu z OZE. Do 2050 r. produkcja wodoru z OZE zużywałaby blisko 21 000 TWh - to prawie tyle prądu, ile produkuje się dziś na świecie (IRENA, 2021a). Cel UE produkcji 10 mln ton zielonego wodoru i importu kolejnych 10 mln ton do 2030 r.:
- przekracza obecną produkcję wodoru z gazu,
- wymaga prawie tyle mocy wiatru i słońca ile było zainstalowanych w UE w 2020,
- mógłby zostać zmniejszony o 80% (czyli do ok 4 mln ton) dzięki zmniejszeniu zapotrzebowania na gaz kopalny w budynkach, przemyśle i energetyce,
- jest przeszacowany, nierealistyczny i służy jedynie interesom sektora gazowego, któremu została oddana kontrola nad rozwojem infrastruktury wodorowej.
Prąd z OZE będzie nam potrzebny do elektryfikacji całej gospodarki i nie wystarczy go do produkcji tak dużych ilości zielonego wodoru. Horrendalnie drogimi gazociągami popłynie niszczycielski dla klimatu "niebieski" wodór z gazu kopalnego.
Polska miałaby do 2030 wybudować elektrolizery do produkcji wodoru z wody o mocy 2GW. W 2021 moc zainstalowana OZE w PL wynosiła 17 GW ale to dopiero 17% wyprodukowanego prądu.
Polska jest dziś wodorową potęgą - 3cim producentem wodoru na świecie, który wytwarza 1 mln ton rocznie lecz nie z OZE, ale z paliw kopalnych, przede wszystkim z gazu kopalnego, czyli szary wodór, bez wychwytu CO2. Do 2030 r. UE chce mieć elektrolizery o mocy 40 GW. Wyprodukowanie potrzebnej zielonej energii wymagałoby zajęcia prawie 45 tys km2 przez farmy słoneczne i wiatrowe. Tyle co województwa mazowieckie i opolskie razem wzięte. (Ostrożny szacunek, skoro 5 GW to 5500 km2).
Wodór tak, ALE:
- tylko zielony i z nadwyżek energii OZE,
- produkowany i zużywany lokalnie,
- dla sektorów, których nie da się zelektryfikować np: produkcja stali, daleki transport morski i lotniczy, przemysł chemiczny.
- w małych ilościach do stabilizacji systemu opartego na OZE.
W książce "No miracles needed" prof. Mark Jakobson przekonuje, że mamy dziś 95% potrzebnych do dekarbonizacji dojrzałych technologii, że już w 2030 świat mógłby produkować nawet 80% energii z OZE, i że nie powinniśmy w obliczu zagrożenia destabilizacji klimatu stawiać na "cudowne" technologie typu CCS czy SMR (małe reaktory modułowe).