Wysokie ceny energii z gazu dla odbiorców
Polska nie zamierza odejść od węgla do 2050 r. ale już planuje gigantyczne inwestycje w gaz. Jeśli tak się stanie na dekady uzależnimy się od importu drogiego, szkodliwego dla klimatu paliwa. Tak długo, jak polska energetyka będzie opierała się na paliwach kopalnych - energia pozostanie droga. Era taniego gazu skończyła się jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. Już w 2021 r. wzrost popytu zaczął drastycznie przewyższać wzrost podaży.
Strategiczny dokument "Polska polityka energetyczna do 2040 r." (PEP 2040) zakłada odchodzenie od węgla (po 2050 r.) na rzecz spalania gazu jako źródła energii elektrycznej.
W 2021 r. Polska zużyła około 20 mld m³ gazu ale już w 2022 zużycie spadło o 17% do 16,6 mld m3. Obecnie Polska produkuje 3,2 GW mocy w energetyce gazowej co pokrywa 10,1% produkcji energii el. Polski. Wbrew europejskim trendom spółki odpowiedzialne za przesył i produkcję gazu Gaz-System i Orlen (który przejął PGNiG) liczą na olbrzymi wzrost zapotrzebowania na gaz! W 2023 Gaz-System zweryfikował w dół swoje prognozy, lecz Orlen wciąż szacuje, że w 2030 r. zużycie gazu w Polsce będzie na poziomie 30 mld m3/rok i będzie nadal rosło do 2035 r. Tylko do 2027 r. w Polsce ma powstać 5 nowych dużych elektrowni gazowych o łącznej mocy 3,5 GW: Grudziądz, Ostrołęka C, Rybnik i dwa bloki gazowe w elektrowni Dolna Odra. Kolejne 2 GW mocy gazowych mają stanąć w elektrowni Kozienice.
Żaden inny kraj UE nie prowadzi takiej polityki. Jeśli zrealizujemy te plany staniemy się trzecim krajem w UE pod względem produkcji prądu z tego paliwa. Tymczasem koszt wyprodukowania energii z gazu jest ok. 5 razy wyższy niż z innych źródeł, a wysokie koszty energii to spadek konkurencyjności gospodarki i ubóstwo energetyczne wśród najbardziej narażonych konsumentów. Wysokie ceny gazu decydują o wysokich kosztach energii. Za ich wzrost bynajmniej nie odpowiada polityka klimatyczna (koszty uprawnień do emisji CO2) tylko sytuacja na globalnym rynku gazu, gdzie popyt nie nadąża za podażą a cena surowca pozostaje narażone na szoki cenowe (związane np. z awariami w terminalach LNG czy aktami sabotażu takimi jak wysadzenie gazociągów a także z polityką producentów, którzy mogą ograniczyć eksport i sytuacją geopolityczną).
Zamiast tylko od Gazpromu trzeba odejść od gazu
Ceny gazu zawsze będą zależne od nieprzewidywalnych czynników geopolitycznych, dlatego opieranie energetyki na tym paliwie jest po prostu bardzo ryzykowne. Ceny gazu biły rekordy w 2022 r., kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę. Gazprom wykorzystał uzależnienie gospodarek od paliw kopalnych i rozhuśtał ceny gazu do astronomicznej kwoty 300 euro/MWh. Ceny spadły dopiero wiosną 2023 r. - z astronomicznych do bardzo wysokich a analitycy są zgodni, że erę taniego gazu mamy za sobą a kolejne podwyżki są nieuniknione. W momencie wybuchu wojny, Europa importowała 150 mld m3 rosyjskiego gazu (Polska prawie 10 mld m3, czyli połowę swojego zapotrzebowania). By zapełnić lukę po rosyjskim gazie większość europejskich krajów dywersyfikuje kierunki dostaw i rozbudowuje swoje zdolności importowania LNG lecz to krótkowzroczna strategia zażegnania krótkotrwałego kryzysu kosztem długotrwałego uzależnienia. Taka polityka stanowi ogromne zagrożenie dla klimatu i dla gospodarek (uzależnienie od importu nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem energetycznym). Zamiast uzależniać nasz kraj od drogiego, importowanego paliwa czy to z Rosji czy z Kataru, czy z USA lepiej uniezależnić się od gazu w ogóle. Zwłaszcza, że istnieje alternatywa w postaci transformacji energetycznej opartej na efektywności i rozproszonych OZE.
Wpływ regulacji unijnych na ceny gazu
Kolejnym elementem, który wpływa na wysokość cen gazu są nowe unijne regulacje i konieczność napełniania magazynów latem. Analitycy Goldman Sachs przewidują, że ceny latem będą wynosić około 100 EURO/MWh i ta sytuacja będzie się cyklicznie powtarzać. Ponadto, regulacje opracowywane właśnie w UE (taksonomia, strategia metanowa, Fit for 55) mogą ograniczyć finansowanie projektów gazowych. Przekłada się to na wyższe koszty operacyjne, mniejszą rentowność, wyższe ceny energii. Sama strategia metanowa znacząco zwiększy koszty produkcji energii z gazu.
Wysokie ceny gazu windują ceny emisji CO2 (nie odwrotnie)
Ceny gazu są ważnym czynnikiem wpływającym na ceny uprawnień do emisji CO2. Ponieważ gdy gazu brakuje i jest drogi, rynek korzysta z większej ilości energii z wysokoemisyjnego węgla - emisje więc rosną. Winduje to ceny uprawnień do emisji CO2 bo ich liczba jest przecież ograniczona (i będzie sukcesywnie maleć). To nie polityka klimatyczna odpowiada za wzrost cen gazu - jest dokładnie na odwrót. Tkwimy w błędnym kole wysokich cen paliwa, uprawnień do emisji i niszczenia klimatu. Im szybciej będziemy odchodzić od gazu, tym szybciej ograniczymy ryzyko poważnych konsekwencji zmian klimatu, a poprzez rozwój rozproszonej energetyki opartej na OZE wzmocnimy bezpieczeństwo energetyczne i zyskamy tańszą, czystszą energię.
Banki przestały wspierać węgiel i to samo czeka gaz
Biorąc pod uwagę wszystko co wiemy o kryzysie klimatycznym i energetycznym oraz o zależności drogiej, brudnej energii na spadek konkurencyjności gospodarki i wysokość inflacji, nie dziwi, że światowe banki i ubezpieczyciele pod naciskiem opinii publicznej stopniowo wprowadzają polityki ograniczające wspieranie paliw kopalnych. Analiza “Gaz - zły biznes dla banków i dla środowiska” pokazuje, że finansowanie inwestycji gazowych to ryzykowna, ślepa uliczka. Projekty eksploatacji złóż i rozbudowy infrastruktury gazowej są obarczone rosnącym ryzykiem reputacyjnym, związanym m.in. z ich negatywnym wpływem na klimat i środowisko oraz przypadki łamania praw człowieka. Sektor finansowy, który odgrywa kluczową rolę w działaniach służących ochronie klimatu już wie, że rozbudowa infrastruktury gazowej stoi w sprzeczności z nauką o klimacie i podważa wysiłki zmierzające do osiągnięcie celu 1,5°C. Zgodnie z nim kraje OECD powinny zakończyć wykorzystanie gazu w elektroenergetyce najpóźniej w roku 2035, a w pozostałych gałęziach gospodarki do roku 2040.
Między innymi dzięki danym udostępnianym przez GOGEL instytucje finansowe mogą ustalić wiele danych o spółkach paliwowych (największa roczna produkcja węglowodorów, najwyższy udział niekonwencjonalnej produkcji ropy i gazu, najwyższe nakłady na poszukiwanie ropy i gazu, największe plany ekspansji upstream na najbliższe lata, największy udział w niekonwencjonalnej ekspansji ropy i gazu, najwięksi deweloperzy nowych rurociągów naftowych i gazowych, najwięksi deweloperzy nowych mocy terminalu LNG) i na ich podstawie ocenić ryzyko reputacyjne inwestycji. Jeśli banki nie będą chciały inwestować w gaz, za gazowe elektrownie i terminale będą musieli zapłacić Polacy i tak się już dzieje.
Za nieopłacalne elektrownie gazowe zapłacą Polacy w swoich rachunkach
Modele finansowanie inwestycji gazowych nie uwzględniają powyższych ryzyk i niedoszacowują stale rosnących opłat za emisje. Założenia, które znamy z opracowanej w 2021 r. Polityki Energetycznej Polski 2040 były nierealistyczne i zakładały koszt uprawnień do emisji na maksymalnym poziomie 55 euro za tonę w 2030 r. Rewizja PEP2040 z 2023 r. podniosła je do 80 euro, tymczasem już teraz płacimy 70-90 euro a w lutym 2023 r. koszty uprawnień przekroczyły pułap 100 euro. Ponieważ budowa mocy gazowych jest z założenia nieopłacalna, za budowę elektrowni gazowych zapłacą Polki i Polacy, którzy pokryją część kosztów inwestycji swoimi rachunkami za prąd (w postaci opłaty mocowej). Do samej elektrowni Ostrołęka C Polacy dopłacą 4,5 mld zł.
Jeśli cierpisz z powodu wysokich rachunków za gaz i prąd zapytaj rząd, co robi z miliardami z handlu emisjami
Gdyby polski rząd i spółki nie blokowały transformacji energetycznej i używały pieniędzy z ETS oraz funduszy unijnych, aby ją przyspieszać, obecne wysokie ceny energii byłyby mniejsze, bo mielibyśmy więcej czystych i tanich źródeł. Zyski z handlu uprawnieniami do emisji CO2 (ETS) nie wypływają do Brukseli, ale zostają w budżecie Polski. Powinny być używane na dwie rzeczy: modernizację energetyki i ciepłownictwa, wsparcie osób ubogich, które najbardziej odczuwają wzrost cen. Nie są. Mechanizm ten miał zmobilizować sektor energetyczny do odchodzenia od paliw kopalnych oraz finansować transformację energetyczną. Między 2013-2021 r. Polska zarobiła na aukcjach 60 mld złotych, z czego do budżetu “na czysto” wpłynęło 51 mld. W samym 2022 r. były to 22 mld. Pieniądze te rozpłynęły się w budżecie i zostały przejedzone.
Między młotem wysokich cen węgla a kowadłem bardzo wysokich cen gazu
Polska energetyka zamiast rozwijać OZE tkwi między gazem i węglem, tylko dlatego, że jest zakładnikiem polityków i wielkich koncernów, które nie chcą oddać produkcji energii w ręce elektroporosumentów, spółdzielni energetycznych i prywatnych inwestorów. Ciągłe prace nad strategią polskiej energetyki krążą wokół węgla i gazu, a to oznacza, że nasza gospodarka będzie tkwić między młotem importu drogiego gazu a kowadłem cen drogiego węgla (nie wiadomo czy polskiego):
- PEP ignoruje kwestie efektywności energetycznej i zarządzania popytem na energię. Jaki jest sens wydawać ogromne pieniądze na nowe moce i lekceważyć możliwość ogromnych oszczędności energii?
- PEP zakłada modernizację sieci, ale ignoruje kwestie przebudowy systemowej sieci, jej decentralizacji i elastyczności (czyli ignoruje założenia reformowanego rozporządzenia rynku energii, które wejdzie w życie w 2024) - podstawy zielonej transformacji energetycznej.
- Według PEP energetyka jądrowa ma już za 16 lat odpowiadać za 25% produkowanej w Polsce energii. To jest technicznie i finansowo nierealne, choćby dlatego, że małe reaktory modułowe cały czas istnieją wyłącznie teoretycznie a pierwszy duży reaktor realnie nie zostanie uruchomiony do 2035 roku (jeśli w ogóle, to bliżej 2040). Eksperci komentują, że takie założenie o roli atomu służy jedynie podcinaniu skrzydeł OZE by jak najdłużej i za wszelką cenę (dosłownie - dzięki dotacjom) utrzymać węgiel w miksie energetycznym Polski i zadowolić górnicze związki zawodowe i radykalne środowiska polityczne.
- Jeśli chodzi o OZE, PEP zakłada, że udział OZE w miksie wyniesie 47% w 2030, ale tylko 51% w 2040 czyli zaledwie o 4% więcej po dekadzie. Trudno sobie wyobrazić, że energetyka wiatrowa i słoneczna przestanie się rozwijać po 2030 r. PEP zakłada rozwój mocy zainstalowanych w OZE, a jednocześnie spadający udział produkcji energii z tych mocy po uruchomieniu elektrowni jądrowych. Wiatraków czy paneli fotowoltaicznych ma być więcej, ale w 2040 wyprodukują mniej energii niż w 2030. To znaczy, że produkcja ze źródeł odnawialnych będzie sztucznie ograniczana, by zrobić miejsce na atom. Fatalny sygnał, który nie zachęca do inwestycji w OZE, ale jeśli będzie ich za mało - tym lepiej dla planów utrzymania energetyki węglowej.
Cała strategia energetyczna Polski pisana jest nie w oparciu o prognozy czy modelowania (nie mówiąc o zgodności z celami klimatycznymi UE) ale jest skrojona pod interesy spółek energetycznych. Oparta jest na kompletnie nierealistycznym założeniu, że już za 16 lat będziemy mieć 25% energii z atomu i wciąż ten sam, nieelastyczny, scentralizowany system energetyczny. A czy ostatecznie skorzysta na tym bardziej węgiel czy gaz nie wiadomo. Wiadomo, że w obu przypadkach straci klimat i my wszyscy.
Ceny gazu i prądu rosną w tempie, które tworzy zagrożenie dla budżetów domowych i wszystkich gospodarek państw UE
Wzrost cen paliw kopalnych jest główną przyczyną kryzysu energetycznego, nie mówiąc już o ich katastrofalnym wpływie na klimat. Drogą do rozwiązania tych kryzysów jest zakończenia uzależnienia Europy od gazu kopalnego i węgla. Nie mamy więc wpływu na najważniejszy czynnik, który kształtuje ceny na rynku energii. Nie jesteśmy wstanie kontrolować międzynarodowych rynków, z których importujemy gaz. Nie mamy więc wpływu na najważniejszy czynnik, który wpływa na ceny na rynku energii. Jakiekolwiek publiczne wsparcie dla inwestycji energetycznych opierających się na paliwach kopalnych - gazie i węglu powinny zostać odrzucone przez unijnych i polskich decydentów. Dopłaty do rachunków i paliw, zamrożenie cen energii (stosowane przez Polski rząd w kryzysie energetycznym 2022/23) to doraźne rozwiązania, które wspierają koncerny i spółki energetyczne, a nie obywateli.
Wysokie ceny paliw w 2022 r. odpowiadały za 90% wzrostu średnich kosztów wytwarzania energii elektrycznej na całym świecie, przy czym sam gaz ziemny odpowiadał za ponad 50%. Szok cenowy odbił się także na polskim społeczeństwie. Jak wskazał opublikowany w październiku 2022 r. raport Fossil Fuel Inflation:
- Gaz, węgiel i paliwa transportowe odpowiadały za ok. 40% z rocznego wskaźnika inflacji, który w lipcu wyniósł 14,2% (w 12 miesiącach poprzedzających stan na lipiec 2022).
- Ceny ciepła rosły najszybciej od dekady: ceny węgla w rok wzrosły o 157,3%, gazu o 37,5%.
- Przyczyny: embargo na rosyjski gaz i węgiel, osłabienie PLN w stosunku do USD i EUR, wzrost popytu na paliwo po Covidzie.
- Polska nie korzysta ze spadku cen energii z OZE i jest podatna na szoki cenowe związane z paliwami kopalnymi, bo dominują tu węgiel i gaz, które dyktują ceny energii.
Rozwiązanie to zielona transformacja oparta na efektywności energetycznej i czystej energetyce odnawialnej
Rozwiązanie skuteczne, które wymaga natychmiastowego działania to odejście od paliw kopalnych i przejście na sprawiedliwy system oparty na energii z odnawialnych źródeł. OZE, dekarbonizacja, zwiększenie efektywności energetycznej, wsparcie najuboższych - to rozwiązania, które dają nam tanią energię i pozwalają żyć zdrowszym, bogatszym życiem.
- Zwiększenie udziału OZE wspiera bezpieczeństwo energetyczne, zmniejsza uzależnienia od węgla i gazu, bezpośrednio obniżyłoby średni koszt produkcji energii przyczyniając się do obniżenia jej cen hurtowych.
- Zielona energia i elektryfikacja transportu i ogrzewania zmniejszyły by narażenie na niestabilne ceny paliw kopalnych.
Odpowiedzią na podwyżki cen energii powinno być: przyspieszenie inwestycji w odnawialne źródła energii, czyli przede wszystkim pełne odblokowanie energetyki wiatrowej (ustawa 10H wprowadzona w 2016 r. zablokowała rozwój energetyki wiatrowej, jej nowelizacja z 2023 r. nadal blokuje rozwój energetyki wiatrowej). Rząd powinien również zadbać o najuboższych, przeznaczając na dopłaty do energii elektrycznej dla najbardziej potrzebujących pieniądze, które uzyskuje ze sprzedaży uprawnień do emisji.
Niestety raporty think-tanków takich jak Instrat, Ember czy CAN pokazują, że Polska ma bardzo niskie ambicje klimatyczne, co pozostawi naszą gospodarkę na szarym końcu Unii. Zakładane przez PEP2040 cele są poniżej interesu polskiej gospodarki. Wg Instrat ambitny cel wytwarzania 68% energii elektrycznej z OZE w 2030 roku pozwoliłby nam zyskać 36 miliardów złotych oszczędzając na uprawnieniach do emisji CO2, sprowadzaniu gazu oraz imporcie energii elektrycznej.